Obsługiwane przez usługę Blogger.

Rzecz o wdzięczności

by - stycznia 01, 2018

 
RZECZ O WDZIĘCZNOŚCI W KONTEKŚCIE UMOWNEGO PRZEJŚCIA OD STAREGO DO NOWEGO

Pewnego dnia na zajęciach z psychometrii na Uniwersytecie usłyszałam słowa, które zapadły mi w pamięć. Profesor prowadząca dyskusję powiedziała wtedy, że jesteśmy tacy, z jaką grupą się porównamy. Miała wówczas na myśli, zgodnie z tematem zajęć, porównania pomiędzy grupami badawczymi, a kontrolnymi, ale ja zapisałam to zdanie i zinterpretowałam w odrobinę inny sposób... Odniosłam je do życia codziennego, do tego jak możemy wiele zmienić w naszym postrzeganiu samego siebie oraz otaczającego nas świata poprzez, szeroko pojmowane, porównania.

Prawdopodobnie, najlepiej jest nie porównywać się wcale, to jasna sprawa. Każdy z nas ma inne doświadczenia i nigdy nie wiemy, co przeszedł konkretny człowiek i jak długo pracował na to, aby znaleźć się w danym punkcie swojego życia. To mogły być dobre, jak i złe doświadczenia, których może nie chcielibyśmy przeżywać, powtarzać?

Jednak zazwyczaj porównujemy się automatycznie, nie do końca świadomie, dlatego apeluję, by głębiej się nad tymi automatycznymi myślami zastanowić. Dlaczego? 

Porównywanie się jest bardzo ryzykowne i ma olbrzymią moc, której nie należy ignorować. Jak może działać? Pozwolę sobie tutaj na spekulacje. Mam na myśli, istotny w temacie, aspekt samooceny. W przypadku osób o wysokim poczuciu własnej wartości, można założyć, że prawdopodobnie będą się porównywać chętniej z osobami, które postrzegają jako „lepsze”, bądź w lepszej sytuacji życiowej, zawodowej… co wiąże się z motywowaniem się do działania, aby również zajść daleko lub jeszcze dalej. Porównywać, co i jak osiągnęły osoby postrzegane jako te, w lepszej sytuacji, aby móc działać w podobnym kierunku. Takie osoby są pewne siebie i tego, co osiągnęły, więc postrzeganie kogoś w lepszym świetle nie wpływa negatywnie na ich poczucie własnej wartości, nie odbierają takich porównań jako ujmujących ich własnej samoocenie. Wyobrażam sobie, że czasem, aby podnieść się na duchu, w sposób naturalny i zdrowy, pozwalają sobie odpuścić swoim standardom i wymaganiom wobec siebie, dochodząc do wniosku, czy może zauważając (doceniając?), że osiągnęli już wiele, więcej niż inni (porównania w dół), więc na tę chwilę mogą przystopować.

Natomiast, sytuacja może wyglądać inaczej w przypadku osób, których poczucie własnej wartości nie jest ustabilizowane. Wtedy porównania z osobami, które postrzega się jako lepiej usytuowane może być demotywujące – zauważenie olbrzymiej różnicy z perspektywy osoby niepewnej własnej wartości może sprawić, że poczuje się ona przytłoczona i sfrustrowana. W sytuacji, kiedy takie osoby zechcą porównać się z tymi, które (ich zdaniem!) osiągnęły mniej od nich – mogą poczuć się dowartościowane. Wtedy takie porównywanie działa pozytywnie, lecz, niestety, na krótką chwilę. Różnica ta może pozornie poprawić samopoczucie osoby o niskim poczuciu własnej wartości poprzez postrzeganie własnej sytuacji jako „lepszej” – na zasadzie – zawsze może być gorzej. Jasne, że tak też można. Każdy radzi sobie z różnego rodzaju kompleksami na swój sposób. Jednak zdanie, które przytoczyłam na początku tekstu uznałam za genialne właśnie w tym kontekście.

To MY mamy moc, to MY wybieramy, co z naszych własnych, prywatnych porównań wynika. Zgodnie z tym, z jaką grupą (osobą) będziemy się porównywać – możemy manipulować swym wizerunkiem we własnych, ale i cudzych oczach. To, co mówimy do siebie, ma olbrzymie znaczenie dla naszego funkcjonowania, co jeszcze na pewno będę podkreślać.

Manipulacja „grupą porównawczą” może przynieść ulgę, bądź zmotywować do konkretnego działania, ale czy jest najlepszą propozycją? Porównywanie się do innych często wiąże się z bólem, frustracją, zazdrością i poczuciem klęski. Co zazwyczaj jest złudne, ponieważ nie doceniamy warunków zewnętrznych w wielu sytuacjach. Tego, że ktoś lepiej zarabia, chociaż nie znamy jego przeszłości, doświadczenia i trudu, który musiał włożyć w swój osobisty sukces. Tego, że ktoś ma szczęśliwą i kochającą się rodzinę, a być może długo na to pracował i wiele musiał w sobie zmienić, aby to osiągnąć. Wiele zdarzeń jest zdeterminowanych przez warunki zewnętrzne, na które osoby, biorące w niej udział nie miały wpływu. My również nie zawsze mamy wpływ na to, jak potoczy się konkretna sytuacja, ponieważ nie wszystkie kroki i reakcje innych osób możemy przewidzieć.

Tak naprawdę widzimy tylko wierzchołek góry lodowej, a czasami – co często zdarza się w obecnej kulturze mediów społecznościowych – widzimy tylko wizerunek, który ktoś pieczołowicie kreuje, aby być postrzeganym jako szczęśliwa osoba sukcesu, kryjąc to, co do tego wizerunku nie pasuje.

w związku z tym, że będzie to notka noworoczna, chciałabym nawiązać do tego, o czym myślę w kontekście mijającego roku. Uważam, że najzdrowiej i najefektywniej (bo o to przecież chodzi!) wychodzą nam porównania z samym sobą. Kim byłem na początku roku 2017, a kim jestem dziś? Czy osiągnąłem wyznaczone sobie cele? Czy zrealizowałem wszystkie plany? Czy jestem teraz lepszym człowiekiem niż wtedy? Lepszym, nie musi znaczyć mądrzejszym, lepiej zarabiającym, czy bogatym w piękne wspomnienia i zdjęcia z wielu zagranicznych podróży. Może zwyczajnie konsekwentnym? Żyjemy w czasach pośpiechu, wyścigu szczurów i, wydobywających się z tysięcy stron na facebooku, instagrama i poradników, nawoływań do ciągłego rozwoju. Człowiek, który się nie rozwija, stoi w miejscu – jasne, tylko ważne, abyśmy wiedzieli w jakim kierunku chcemy się rozwijać. Wybrać swój wystarczająco dobry plan, według którego staniemy się lepsi, ale w obrębie naszej osobowości, a nie cudzych rekomendacji.

Tutaj pojawia się miejsce na wspomnianą w tytule wdzięczność, choć może dotarłam do niej okrężną drogą. Wychodząc od porównań i ambitnych planów dochodzę do wniosku, że największą wartość będzie miała dla nas refleksja nad tym, co mamy. Czym jest wdzięczność? Rozumiem ją jako umiejętność dostrzeżenia dobra w naszym życiu i świadomość tego, skąd ono przyszło. Możemy być przecież wdzięczni nie tylko innym, ale, przede wszystkim – sobie! Uświadomienie sobie JAK WIELE mamy i szczera wdzięczność dla siebie samego bądź tych, z których udziałem osiągnęliśmy to dobro, za to, że mogliśmy tego doświadczyć, to przeżyć, czy zyskać. W wielu koncepcjach wdzięczność wiąże się z uważnością, ponieważ, żeby coś sobie uświadomić, często musimy się na chwilę zatrzymać, pomyśleć, poczuć tu i teraz. Dobrym momentem na takie refleksje może okazać się przejście ze starego w nowy rok. Dla wielu z nas jest to moment, w którym staramy się podsumować mijający rok i powziąć plany na następne miesiące. Czy zdajemy sobie wtedy sprawę z tego, jak wiele naprawdę posiadamy? Nie mam na myśli, oczywiście, wyłącznie dóbr materialnych, albo wręcz – wcale o nich, w tym kontekście, nie myślę. Dlaczego tak rzadko doceniamy swoje i cudze trudy? Piękno i szczęście drzemią w codzienności. Na codzienność składają się chwile, drobne rzeczy, spotkania, spojrzenia, rytuały. Czy odpowiednio je pielęgnujemy i doceniamy ich wartość? Jak wiele możemy dziś zyskać czując wdzięczność – zauważając, że mamy za co być wdzięcznymi? Wymienię tylko: lepsze samopoczucie, ugruntowane poczucie własnej wartości, dumę, prawdziwe szczęście, pozytywny obraz własnej osoby, samoświadomość… resztę odkryjecie sami.

Morał z tej bajki jest taki, że najlepszą „grupą odniesienia” jesteśmy dla siebie my sami. To my tworzymy wartość i nadajemy sens swoim działaniom i myślom. A jak myślimy o sobie – takimi ludźmi jesteśmy. Życzę, abyśmy byli dobrzy dla siebie i innych w nowym roku!

Pozdrawiam,
Marianna Urbanek





~ Alicante, Fot. M. Urbanek

You May Also Like

0 komentarze