Przywykliśmy dzielić emocje na dwie podstawowe grupy:
emocji pozytywnych i emocji negatywnych. Przywykliśmy również sądzić, że emocje
o znaku ujemnym są złe ze względu na przykrości, które podczas ich
przeżywania doświadczamy i wolimy ich, zwyczajnie, unikać. Nikt nie przepada za
przeżywaniem smutku, złości, rozczarowania, obrzydzenia, czy niepokoju - to
zrozumiałe. Próbujemy antycypować te uczucia, by następnie w sytuacji, kiedy
dana emocja się pojawi, skutecznie odwrócić od niej swoją uwagę. Często słyszę,
bądź jestem świadkiem dawania takich porad jak: „Nie myśl o tym, skup się na
czymś innym”, „Obejrzyj komedię, rozweselisz się”, „Spotkaj się ze znajomymi”.
Takie rady, mimo szczerych i dobrych intencji, działają tylko prowizorycznie.
Emocje pojawiają się ponownie, bądź ujemny nastrój utrzymuje się nadal…
Dlaczego tak bardzo nie chcemy przeżywać negatywnych
emocji? Są one trudniejsze do doświadczania i wpływają na nasze funkcjonowanie
w niepożądany sposób. Należy również zauważyć, że są mniej akceptowane
społecznie. Przychodzi mi na myśl przykład złości, która nie jest mile widziana
przez otoczenie, oznacza powszechnie, że nie radzimy sobie z kontrolowaniem własnych
emocji. Wybuchy złości nie są tolerowane i postrzegane po prostu negatywnie. W
towarzystwie spotykają się z politowaniem, bądź dezaprobatą. Jasne jest, że
trzeba kontrolować ekspresję emocjonalną, ponieważ ludzie mają tendencję do
zachowywania się bardzo nieodpowiednio podczas przeżywania gniewu - do ranienia
innych, czy stwarzania zagrożenia, jednak, nie oznacza to, że mogą lub powinni
tej emocji nie przeżywać wcale (tutaj w grę wchodzi temat kontroli ekspresji
emocji, którego nie będę rozwijać). W przypadku smutku, mimo, że nie wyrządzamy
nikomu krzywdy krzycząc, czy awanturując się, jesteśmy za wszelką cenę
pocieszani lub unikani do momentu, aż „nam nie przejdzie”, bo smutni i markotni
nie jesteśmy dobrym towarzystwem. Kiedy ostatecznie pozwolimy sobie na zdjęcie
maski i szczere zachowanie - płacz i ekspresję rozpaczy – przepraszamy za
„rozklejanie się”. Te i wiele innych przyczyn z zakresu społecznego uczenia się
spowodowało, że powszechnie wolimy nie ujawniać przeżywania negatywnych emocji. Dusimy je w
sobie lub udajemy przed sobą i innymi, że wcale ich nie doświadczamy. A przecież ewolucja wyposażyła nas w całą
paletę emocji nie bez powodu.
Różne definicje emocji wnoszą, że pojawiają się one w
wyniku oceny następującego zdarzenia jako takiego, które istotnie wpływa na
nasze osobiste cele i interesy, zakłócając lub ułatwiając przebieg działania,
które ma dla nas osobiste znaczenie. Celem pojawienia się emocji jest uruchomienie
programu działania związanego z konkretną emocją i nadania mu priorytetu. Nieczęsto emocje wyprowadzają nas z
równowagi, zakłócają procesy poznawcze i behawioralne, co ma za zadanie
skupienie naszej uwagi na najważniejszym w danym momencie elemencie sytuacji.
W przypadku emocji negatywnych będą to zakłócenia, blokady i przeszkody w
osiągnięciu naszego celu. Chcemy dotrzeć do pracy, ale metro nie działa –
złość. Tęsknimy za bliską nam osobą, ale ona nie ma dla nas czasu – smutek.
Chcemy przejść wieczorem przez park, bo to krótsza droga do naszego domu, ale
słyszeliśmy o napaściach w okolicy – strach. Emocje mają znaczenie. Te, których
wolelibyśmy unikać z powodu przykrych konsekwencji jakie za sobą niosą, mają
nas chronić. Są sygnałami alarmowymi, informującymi nas, że coś się dzieje i
musimy w danym momencie skupić całą naszą uwagę, aby poradzić sobie z
następującymi, niekorzystnymi dla naszego dobra i naszych celów, okolicznościami.
Chciałabym skupić się w poniższym tekście na smutku,
ponieważ wydaje mi się szczególnie napiętnowany i niewygodny. Nie lubimy się
smucić, nie lubimy przeżywać, związanego z nim nierozerwalnie, przygnębienia. Smutek
jest rodzajem emocji, z którą również wolimy się nie obnosić, przeżywamy ją w
sobie lub zaciszu domowym, ewentualnie otwieramy się przy najbliższych. A
przecież doświadczanie wszystkich emocji jest zjawiskiem naturalnym i wszystkie
są nam potrzebne. Smutek pojawia się w
sytuacjach straty, szeroko rozumianej straty – śmierci, rozwodu, utraty
pracy, dóbr materialnych – wszystkiego, co mogło mieć dla nas znaczenie. Na
tyle, by uruchomić program działania związany z tą emocją – ruminacje (nawracające myśli o konkretnym zdarzeniu z przeszłości),
poszukiwanie sposobu na odzyskanie utraconego
i w końcu akceptacja zaistniałych okoliczności, która uwalnia falę apatii. To bardzo
ważny moment. Radzenie sobie ze smutkiem
polega na zaakceptowaniu aktualnego stanu rzeczy i zapewnieniu sobie czasu, aby
stratę całkowicie przeboleć. Wymiar i czas przeżywania smutku będą
zależały od tego, ile znaczył dla nas obiekt straty. Dlatego smutku nie można lekceważyć,
ani nie da się go przeskoczyć. Po stracie – naturalnym dla naszego życia zjawisku – musimy przejść przez proces
swoistej żałoby. Skoro straciliśmy coś ważnego, nie możemy tego negować, ani
wypierać ze swojej świadomości. Ważne jest, by odczuć stratę rzeczywiście i nie
udawać przed sobą, że nie ma powodu do smutku, kiedy faktycznie jest ku temu
przyczyna. To jedyny sposób, aby zdrowo i w zgodzie ze sobą poradzić sobie z
emocją. Unikany smutek może prowadzić do depresji lub zaburzeń
psychosomatycznych, ponieważ emocje nie mają prawa zwyczajnie wyparować z
naszej głowy bez pracy nad nimi… tylko
przeżyte w pełni emocje mają szansę „odejść”.
Z ewolucyjnego punktu widzenia smutek ma za zadanie sygnalizować
uległość w sytuacji tymczasowej niemocy spowodowanej obniżoną motywacją do
działania oraz obniżeniem energii i poprzez wyciszenie – izolację społeczną,
dać nam czas na pogodzenie się ze stratą. Nie bez powodu odczuwamy negatywne
konsekwencje w postaci apatii, obniżenia nastroju i braku chęci do działania –
to podarowany nam czas, aby poukładać sobie w głowie, co się stało i zaakceptować
to, jak wpłynie to na nasze dalsze życie. Co więcej, wraz ze łzami (których w
przypadku smutku możemy spodziewać się dużo), pozbywamy się niepożądanych
hormonów i protein, które są efektem przeżywania stresu, co może tłumaczyć
poczucie ulgi po wypłakaniu się.
Odczuwanie smutku jest również procesem, w którym
mamy okazję poznawać siebie. Swoje granice, wartości,
sposoby reagowania, zrozumieć, jak wiele i dlaczego znaczył dla nas obiekt
straty. Na pewno mamy szansę zrozumieć zaistniałą sytuację i nauczyć się jak
reagować na podobne zdarzenia w przyszłości, czego unikać, by, być może, nie
cierpieć ponownie. Każde doświadczenie zmienia nas i kształtuje naszą osobowość
– cierpienie ma, w tym przypadku, szczególne znaczenie. Co więcej, w końcu
przychodzi moment, kiedy chcemy sobie pomóc, zadbać o siebie i na powrót
czujemy motywację do działania oraz energię potrzebną, aby powrócić do
równowagi psychicznej.
Przychodzi mi na myśl tradycja buddyjska, według której
powinniśmy stworzyć w sobie przestrzeń na pojawienie się i przeminięcie
wszystkich emocji (również myśli),
bez względu na ich zawartość. Dopóki smutek nie przeciąga się zbyt długo i nie
jest podstawą do interwencji psychologicznej, nie walczmy ze sobą – mamy prawo
opłakiwać stratę.
Nie bójmy się swoich emocji, obserwujmy je, obserwujmy
siebie, zauważajmy, co się z nami dzieje i akceptujmy to. Nie ma powodu, by wartościować nasze uczucia na lepsze i gorsze –
wszystkie pochodzą z naszego wnętrza i wszystkie zasługują na szacunek i akceptację.
Pozdrawiam,
Marianna Urbanek
~ Horní Maršov, Fot. M. Urbanek
~ Horní Maršov, Fot. M. Urbanek