Lęk przed zmianą
Jak to się dzieje, że często wolimy trwać w warunkach, które
zupełnie nam nie odpowiadają, niż posunąć się do wprowadzenia zmian, nawet tych
diametralnych, po to, by przekonać się, że naprawdę możemy być szczęśliwi?
Dotyczy to, w zasadzie, wszystkiego: unieszczęśliwiającej nas
z różnych powodów pracy; związków miłosnych bez miłości, które przestały nas
satysfakcjonować; miasta, w których żyjemy i uważamy je za nudne miejsce bez
perspektyw; przytłaczającego obrazu samego siebie, który widzimy każdego dnia w
lustrze. Wszystko to, co nam nie odpowiada, może zostać przez nas zmienione; to głównie my narzucamy sobie ograniczenia,
które trzymają nas w tych okolicznościach.
„Rozum jest wspaniały i dużo nam daje.
Jednocześnie, niestety, odpowiednio nas nastawia, by chronić przed zmianami,
dlatego dostrzeżenie rzucanych sobie kłód pod nogi, absurdalnego własnego
wkładu w problemy i martwych punktów jest prawie niemożliwe.”*
Jeżeli zmiana nastawienia nie działa, bo to pierwszy sposób na
„zmianę” sytuacji, który przychodzi mi do głowy, to „problem” nie rozwiąże się
sam, nawet, jeśli pozostawimy go leżącego odłogiem na długi czas, prawda?
Dlaczego jako pierwsze czynności proponuję analizę warunków i ewentualną zmianę
naszego postrzegania rzeczywistości? Bo to najprostsze i często bardzo
skutecznie rozwiązanie. Zmiana, szeroko pojęta, powszechnie budzi w nas lęk.
Trudno odważyć się i wyjść poza dobrze znaną i przewidywalną strefę komfortu. Za umowną linią naszej bezpiecznej i
wygodnej strefy komfortu kryją się potwory, wyzwania, niepewność i trud, które
wywołują wspomniany lęk przed zmianą. Jasne, że nie jest łatwo podjąć
decyzję i przeć do przodu na przekór przeciwnościom. Może nawet podjęcie samej
decyzji nie jest takie trudne, gorzej z konsekwencją w działaniu. Jednak
czasami nie mamy pojęcia, ile dobrego kryje się dla nas ‘za rogiem’ bezpiecznej
strefy.
Lęk rodzi się również z przywiązania do stałości, poczucia
bezpieczeństwa i wygody, które mamy, naturalnie, w sobie. Z czym się
osobiście zgadzam, bo jeśli jest nam dobrze właśnie tak jak jest, to nie ma
potrzeby zmieniać otaczającej nas rzeczywistości. Stabilne życie, to często synonim szczęśliwego życia i nie trzeba z
tym walczyć na siłę. Ryzykujemy lęk, stres związany z nowością i zadaniami do
wykonania, aby przekształcić nasze warunki oraz czas, którego będziemy
potrzebowali, aby odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Naturalnie, pokonywanie tych przeszkód wiąże się z
osobistym rozwojem, co często podkreślane jest przy okazji tematu
wychodzenia z własnej strefy komfortu. Łatwo wpaść w pułapkę i zasiedzieć się w
kapciach tylko dlatego, że tak nam wygodnie i nie musimy niczego w życiu
zmieniać. Ja będę zawsze podkreślać, że warto. Zmiany wiążą się z karuzelą emocjonalną, wszystkimi kłopotami gratis
oraz przezwyciężaniem lęku i własnych słabości, nie będzie bezpiecznie i
wygodnie. Jednak w ten sposób mamy szansę poznawać siebie i przeredagowywać
własne, nie zawsze słuszne, przekonania.
Jak już wspomniałam, sama zmiana perspektywy potrafi zdziałać
cuda. Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak nasze trudności, z którymi
się borykamy są małe i niegroźne, jak bardzo może nam pomóc rozwiązywanie
piętrzących się kłopotów na drodze do osobistego sukcesu - mam na myśli
docenienie walki, którą przychodzi nam stoczyć z przeciwnościami, losem, czy
samym sobą. Widok tego, co czeka nas na samym końcu, przysłoniony jest
trudnościami, które mogą zniechęcać. Niedobrze jest oceniać i, czasem, niebezpiecznie
jest porównywać, ale przyłapałam się niedawno na tym, że przyciągają mnie
trudne i pełne nieszczęść tematy; czytam powieści wojenne, zagłębiam się w to,
jak wygląda rzeczywistość w, odległym od europejskiego, świecie oraz chcę być
na bieżąco z całą masą trudnych do udźwignięcia informacji, za co karci mnie
Mama. Jednak zauważyłam, że świadomość tego, z jakimi okrucieństwami i
wyzwaniami boryka się świat, pozwala nabierać błogosławionego dystansu do
własnych trudności, które jawią się niczym bułka z masłem orzechowym na skali
światowych problemów. To jest jakiś sposób na zmianę perspektywy. Porównania dają nam szansę zyskać wiedzę na
temat własnej sytuacji, o której cechach czasami nie mamy pojęcia. Może
zarabiamy przeciętnie, ale nie mamy problemów ze współpracownikami i jesteśmy
doceniani za swój wkład w rozwój firmy? Może partner nas denerwuje swoimi
dziwnymi nawykami, ale porównując go do innych zauważamy jak wiele zalet ma
nasz związek? Często nie dostrzegamy zalet naszej sytuacji, za bardzo przywiązując
wagę do jej wad. Dobrze jest widzieć wady, bo wtedy wiemy, na którym polu
powinniśmy popracować lub, co powinniśmy zignorować i cieszyć się zaletami (przymykanie oka na drobnostki może uratować
niejedne nerwy 😉).
Jednak, jak już podkreśliłam, sama zmiana postrzegania naszej sytuacji może nie
rozwiązać problemu odczuwania dyskomfortu.
Co wtedy? Mamy
dwie możliwości: poddać się i narzekać na to, jakie życie jest złe i ciężkie,
bądź, zwyczajnie, zmienić naszą sytuację!
Pierwszym krokiem w przezwyciężaniu lęków jest uświadomienie
sobie samego lęku, który nas blokuje. Przeraża nas zmiana, albo zwyczajnie
zniechęca nas cały ten chaos związany z przeprowadzką, szukaniem nowej pracy
itp. Dobrze jest zastanowić się, co nas
tak odstrasza i przeanalizować, czy jest to racjonalna przyczyna zaniechania
działania. Często są to wymówki, które tylko maskują lęk przed opuszczeniem
strefy komfortu, czyli znanej, bezpiecznej sytuacji, w której nic nas nie może
zaskoczyć. Jeżeli jednak narzekamy na to, jak nasze życie w danej chwili
wygląda, to sami podkładamy sobie te kłody, o których mowa w cytacie.
Przyjmujemy dane przekonanie, że np. nasza praca jest beznadziejna, ale nigdzie
indziej nas nie zechcą, bo nie mamy doświadczenia i chodzimy do niej codziennie
z przymusu, który widać i który sami dotkliwie odczuwamy. Trzeba przyznać, że
na własne życzenie. Ograniczają nas nasze przekonania i niechęć do wprowadzania
zmian, które czasem, owszem, bywają trudne, czasochłonne i wymagają od nas
wysiłku, bo „nie od razu Kraków zbudowano”. Jestem zdania, że zamiast narzekać
i wprowadzać się w depresyjne stany beznadziejności, warto zainwestować i
podjąć ryzyko. Może się okazać, że
czekają na nas dużo lepsze warunki, ciekawsza praca i wspaniali ludzie.
Jedyne, co musimy zrobić, to stawić czoło lękowi i zaryzykować. Chociaż prawda
jest taka, że nie ryzykujemy nic, jeżeli obecna sytuacja nas nie
satysfakcjonuje – na końcu procesu zmiany (nie zawsze żmudnego) zastanie nas
całkiem nowa sytuacja!
Pozdrawiam,
Marianna Urbanek
*Cytat pochodzi
z książki „Styl prowokatywny w terapii i coachingu” Noni Höfner
~ Czerwienne, Fot. M.Urbanek
0 komentarze