„Napisz, proszę, o wyobrażeniu
siebie i niespełnianiu swoich wymagań, o tych blokadach, które nas
powstrzymują.” – zostałam poproszona o poruszenie kwestii różnic pomiędzy oczekiwaniami
wobec siebie, a rzeczywistością, która je weryfikuje, czasem na naszą
niekorzyść. Co wtedy? Wydaje mi się, że można do tego tematu podejść od strony
teorii rozbieżności ja*, która wyjaśnia wiele rozczarowań, nastrojów
depresyjnych i złości, które przeżywamy w związku z obrazem własnej osoby.
Każdy z nas opisuje
się, określa i ocenia pod zupełnie innym kątem. W zależności od wieku, zawodu,
statusu społecznego, stanu cywilnego i innych, rozmaitych aspektów przybieramy
w życiu różne role. Te role zmieniają się w oparciu o te same czynniki, które
je determinują. W większości przypadków na danym etapie swojego życia pełnimy
kilka różnych ról społecznych. W zasadzie mamy nieskończenie wiele opcji, co do
wyboru (choć czasem wcale nie mamy tego wyboru) jaką rolę przychodzi nam
spełniać. 26-latek może być jednocześnie synem, ojcem, bratem, pracownikiem
społecznym i duszą towarzystwa. 37-latka przyjaciółką, menedżerką, córką i
zapaloną podróżniczką itd. W każdej tej roli, a także generalnie – postrzegając
siebie jako odrębny byt – mamy różnorodne perspektywy własnej osoby, odmienne
od perspektywy i wiedzy innych osób (oraz ich wyobrażeń na nasz czy swój własny
temat). Wszyscy mamy całkiem jasno określony obraz tego jacy chcielibyśmy być (ja idealne). Każdy z nas widzi lub
wyobraża sobie jak zachowuje się np. idealna żona/idealny mąż. Takimi chcielibyśmy
być. Często jednak ten konstrukt różni się od tego jak faktycznie się zachowujemy
- jacy jesteśmy (ja realne).
Zauważane różnice
są motorem zmiany, pracy nad sobą i rozwoju osobistego. Dają nam energię, by
starać się dorównać ideałowi. Tutaj pojawia się jeszcze konstrukt trzeci, a
mianowicie – ja powinnościowe –
wyobrażenie o tym, jakimi powinniśmy być, by spełniać wymagania roli, którą
obecnie pełnimy, czy pełnimy generalnie w życiu. Porównujemy to, kim jesteśmy
do zinternalizowanych norm społecznych, które określają jak należy postępować.
Wszystkie te
wyobrażenia na temat własnej osoby rozwijają się w nas na przestrzeni życia i
doświadczeń, które przychodzi nam przeżywać, wiedzy, którą zdobywamy i wyzwań,
przed którymi stajemy. Wszyscy chcemy
dawać z siebie jak najwięcej, osiągać jak najwięcej i wzrastać jak najwyżej,
codziennie zbliżając się do ideału. To chwalebne i ważne, by mieć aspiracje
i nie kwitować niepowodzeń prostym wyjaśnieniem: „taki właśnie jestem, inaczej
nie potrafię”, bo to tylko od nas i naszej wewnętrznej siły zależy, co z tym
zrobimy. Jednak sztuka polega na dawaniu sobie potrzebnego czasu i szacunku
wobec tego, jacy naprawdę jesteśmy. Nie namawiam do porzucenia dążeń i
przysłowiowego spoczęcia na laurach, absolutnie nie. Jestem całkowicie
przekonana o sile naszego umysłu, o tym, że mocy i energii do działania i
wprowadzania pożądanych zmian musimy szukać w sobie.
Jednak często zbyt
wysokie wymagania stawiane własnej osobie prowadzą do rozczarowań, smutku i
obniżonego poczucia własnej wartości. Spoglądamy na innych, nierzadko wzory
naszych idealów i widzimy, że im się udało, a nam wciąż się nie udaje. Tutaj
czas na przypomnienie: jesteśmy sobą z
konkretnych powodów. Całe nasze życie począwszy od genów, które
odziedziczyliśmy, po wszystkie doświadczenia, które przeszliśmy do tej pory,
mają wpływ na całokształt ja realnego – tego, kim w chwili obecnej jesteśmy.
Nie mieliśmy czyichś zdolności, szans, sposobności. Dlatego tak ważna jest
świadomość naszej odrębności, naszej unikalności i, przede wszystkim, naszych
zasobów, którymi dysponujemy. W danej
chwili jesteśmy w tym miejscu i na tym etapie swojego życia i możemy być tylko
świadomi różnic pomiędzy ja realnym, a ja idealnym, czy powinnościowym.
Dzięki tej świadomości,
jesteśmy o krok dalej. Mamy szansę powoli (powoli) wprowadzać zmiany,
zauważać różnice, które, jako osobiste sukcesy, będą nas motywowały do dalszej
pracy i zmniejszać dystans dzielący nas od celu. Myślę, że można to odnieść do
wszystkich naszych aspiracji: małych i dużych. Uprawiania sportu, zrzucania zbędnych
kilogramów, osiągania sukcesów na polu zawodowym, czy zmieniania/eliminowania
niezdrowych nawyków. Porażki będą nas
demotywowały i uwypuklały różnice pomiędzy oczekiwaniami a rzeczywistością, ale
od naszego nastawienia zależeć będzie, co z tym zrobimy - jak wykorzystamy
powstałą energię. A jest to siła, której nie należy ignorować.
Wszyscy te
konstrukty posiadamy, nie ma co do tego wątpliwości. Tak jak wspomniałam,
odczuwane różnice mogą motywować nas do robienia czegoś lepiej, ale mogą mieć
też negatywne konsekwencje. Czy to ja idealne, czy powinnościowe – obraz
kreujemy my. Może się zdarzyć, że jesteśmy święcie przekonani, że np. idealna
matka to taka, która ma zawsze obiad na stole; bez względu na okoliczności,
zmęczenie, chorobę i nastrój. Jeżeli nie spełniamy standardów, które sobie
narzucamy, każemy się za niedorównywanie tym wymaganiom i ponosimy wszystkie
negatywne konsekwencje psychiczne związane z emocjami, nastrojem i poczuciem
własnej wartości, podczas, gdy te standardy, to tylko nasze wyobrażenie
idealnej matki (w podanym przykładzie). A pojęcie idealnej matki, jako takie,
nie istnieje. Każdy z nas tworzy je sam na własne potrzeby i zgodnie ze swoimi
przekonaniami. Stwarzajmy je zatem w zgodzie z rzeczywistością i szacunkiem dla
ja realnego.
Często zapominamy,
aby brać pod uwagę ograniczenia, z którymi powinniśmy się liczyć w realnym
życiu i oceniamy się surowo na podstawie niewypełniania oczekiwań ja
powinnościowego, czy idealnego. To duży błąd. Możemy odczuwać wszystkie
negatywne konsekwencje stawiania sobie bardzo wysokich wymagań w obliczu
przeszkód, na które nie mamy wpływu, a więc nie ponosimy winy za niepowodzenie.
W ocenie własnej osoby warto brać pod uwagę warunki, w których przyszło nam
egzystować, a nie skazywać się na niskie poczucie wartości bez względu na
okoliczności. Wspomniane blokady to prawdopodobnie obniżone poczucie własnej
wartości, które rodzi się na podstawie negatywnego obrazu siebie, który
kreujemy w swoich umysłach po dokonaniu nieświadomego porówania ja realnego z
ja idealnym, które być może jest zbyt wymagające dla naszych obecnych warunków.
Warto mieć to na uwadze 😊
Czasami zdarza się,
że wysokie standardy jakie narzucamy sobie przy pomocy konstruktów takich jak
ja idealne i ja powinnościowe, utrudniają nam relaksowanie się, czerpanie
radości z przeżywania danej chwili, naszych drobnych sukcesów (a także tych
spektakularnych), czy docenianie swojego wysiłku, jaki wkładamy w
funkcjonowanie w życiu codziennym. Ponoć lepsze jest wrogiem dobrego.
Pozdrawiam,
Marianna Urbanek
* Edward Tory Higgins: teoria rozbieżności Ja
~ Praga, Fot. M.Urbanek
2 komentarze
"sztuka polega na dawaniu sobie potrzebnego czasu i szacunku wobec tego, jacy naprawdę jesteśmy" - czyli zdrowa akceptacja samego siebie. Dużo o tym ostatnio czytam. Lecz odnoszę wrażenie.. że jest ogromna przepaść między akceptacją a wrażeniem akceptacji.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejne posty !
Dziękuję bardzo za komentarz! :)
Usuń